Idąc ulicą w mieście, nie słyszysz odgłosu pojedynczego samochodu. Idąc polną drogą w letnie popołudnie, nie usłyszysz zaś odgłosu pojedynczego świerszcza. Wszystkie te odgłosy wtapiają się w tłum, jest to pewien zdrowy odruch, można powiedzieć przystosowawczy. Dzięki niemu możemy się skupić na sprawach, które bardziej nas interesują, najczęściej wtedy zanurzamy się gdzieś w nasz wewnętrzny świat, rozmowę itd. zostawiając sobie jedynie miejsce na uwagę w razie, gdyby np. zapaliło się gdzieś czerwone światło, gdybyśmy usłyszeli dźwięk upadającej monety, czy też w przypadku drogi polnej, by nie nadepnąć na wygrzewającego się na niej węża. Można powiedzieć, że wchodzimy w pewnego rodzaju „sen” na otaczającą nas rzeczywistość, z którego zostawiamy sobie kilka możliwych dróg wybudzenia.
Co ciekawsze wydaje się, że to wchodzenie w „sen”, jest to po prostu nasze świadome działanie ku naszemu pożytkowi. I tak w wielu przypadkach rzeczywiście jest, doskonale widać to np. podczas procesu nauki jazdy samochodem, gdy na początku skupiamy się na zmianie biegów, słuchaniu obrotów silnika, na tym który pedał jest od czego, a po pewnym czasie wszystko to robimy automatycznie, niejako zostawiając to naszej nieświadomości. My natomiast w czasie takiej jazdy możemy skupić się na angażującej nas rozmowie, zostawiając sobie jedynie uwagę na pewne alarmy — typu ktoś przebiegający przez drogę, włączenie świateł stopu, czy też awaryjnych w samochodzie przed nami, jak i też odpowiednie znaki drogowe itd. Są to pewnego rodzaju dzwonki, które służą do tego, by nas „obudzić”.
Jeżeli odpowiednio szybko i prawidłowo nie zareagujemy na budzące nas ze snu „dzwonki”, możliwe, że poniesiemy odpowiednie konsekwencje, oby jak najmniejsze. No dobra, ale co to wszystkiego ma wspólnego z naszą psychiką?